czwartek, 15 grudnia 2011

osiemnasta wersja zupełnie innego tekstu

Dużo rzeczy mi się śni. Sprawy, które zakończyły się nie po myśli, albo w ogóle zapomniały o swoim finale, jakbyś walcem prostował drogę i nie wiedział, gdzie ta droga się kończy, komu ma jeszcze służyć, kto na nią ostatecznie wejdzie i dlatego jedziesz nim, brniesz dalej, zastanawiasz się, gdzie cię zastanie linia, opór.

Ale nie zastaje. Wchodzisz miękko w obce rejony, o wiele za późno spostrzegasz że jesteś w samym środku nowego organizmu, a rzeczywistość znowu wygięła się, otoczyła grubą warstwą ulic, rozkładów jazdy, kościołów, którymi orientujesz się w nowym miejscu, kiedy wychodzisz z podziemi, z całej siły wyginając kark, by spojrzeć w górę i jeśli zamiast kamiennych wież widzisz tylko chmury niby z litej skały, to wiesz, że trzeba wrócić pod powierzchnię, sprawdzić, gdzie popełniło się błąd (zwykle wiele miesięcy wcześniej) i zrobić tych kilka kroków, to zawsze jest kilka kroków, które o niczym nie decydują, do niczego nie przybliżają, ale mogą sprawić, że znowu zaśniesz w swoim łóżku.

Tylko to nie jest twoje łóżko, nie wiesz nawet, czyje było wcześniej. Ludzie próbują opowiadać ci historie, przywoływać czasy, miejsca nie do pomyślenia, za to do przeżycia, przeżucia, strawienia przez mózg, wydalenia słownych resztek z nadzieją, że ktoś drugi to zrozumie, znajdzie punkt zaczepienia i przełoży strzępki opowieści na własny obraz, ale ty takich obrazów ani punktów nie szukasz. Żadnych historii, żeby nie oddalić się jeszcze bardziej od swojej, która teraz uległa zawieszeniu, zmieniła czas i miejsce, ciągle nie wiadomo, gdzie i kiedy trafiła, albo dopiero trafi, uderzając mocno, gdy poczujesz się bezpieczny, gdy kolejne warstwy ulic, rozkładów otoczą cię bezpiecznym ciężarem, pozwolą się oprzeć.

I zrobisz to, mimo świadomości, że na końcu zawsze przychodzi ktoś, kto wyjmuje cegłę z muru, warstwę z ustalonej struktury, nie mówiąc, czym należy to puste miejsce uzupełnić, ale wtedy już wiesz, że nie znajdziesz niczego, bo takich rzeczy nie ma, to zawsze będziesz ty sam, wciśniesz się delikatnie w mur, wpasujesz, by poczuć, że ten mur był częścią ciebie od początku i teraz wracasz tylko na swoje miejsce, dłońmi wspominasz faktury, rozsiadasz się na starych włościach, rośniesz.