czwartek, 13 października 2011

Jesień, wiewiórki i antydepresanty

Umówiłem się niedawno w warszawskich Złotych Tarasach. Galeria jak galeria, dojście z dworca proste było do momentu remontu. Ale daję radę, przebijam się przez tłum, wydaje mi się, że kilka tysięcy osób wychodzi, a tylko ja wchodzę. Jestem już prawie przy wejściu, kiedy okazuje się, że wcale mi się nie wydawało - przybytek jest właśnie ewakuowany. Zawracam, jakiś policjant czujnie patrzy na mnie, na moją torbę, ale nie podejmuje działania.

Potem ganiamy wiewiórki w Łazienkach, już bez policjanta. Do mnie podkicują jakby bardziej, na koszulce mam nietoperka i to może je mylić. Dochodzę do wniosku, że wiewiórki są jak kury - czego im nie rzucisz, podejdą sprawdzić, czy aby nie jedzenie. Rzucamy to, co mamy pod ręką. Nie mamy nic oprócz kamieni. Wojciech Tochman, wymyślając tytuł swojej "Jakbyś kamień jadła", musiał mieć w pamięci doświadczenia z kurami lub wiewiórkami. Chciałbym poznać dawne kury Tochmana, ale przypominam sobie, że to raczej nie są najbardziej żywotne zwierzęta świata.

Przyszła dobra jesień - myślimy, ale dopiero po kilku dniach okazuje się, że myśleliśmy to jednocześnie. Dobra jesień jest wtedy, gdy nie musisz pytać, co będzie dalej, bo teraz jest w porządku. Kiedy ławki w parku nie są mokre, a matki robią z wózków kabriolety. Czasem sobie wyobrażam, że jadę takim wózkiem i spotykam siebie. Strasznie się zwykle wykrzywiam do tych dzieciaków, jakbym chciał im natłuc do głowy, że świat to przeważnie zniekształcenia.

Tak było. A teraz przyszła gorsza jesień. Z damskimi, to mi dopiero lastfm uświadomił, że z damskimi głosami w przewadze. Przypominam sobie taką bardzo znaną piosenkę No Doubt "Don't speak". Gwen Stefani śpiewa tam w pewnym momencie Don't tell me cause it hurts. Jak byłem mały, to spryciarz zrobiłem sobie transkrypcję. Ostatnie trzy słowa były jednym - kortynhol. Dziś to brzmi jak nazwa leku.

Na gorszą jesień - Kortynhol.